niedziela, 29 stycznia 2012
M. Vargas Llosa: Listy do młodego pisarza - recenzja
Drogi przyjacielu – tak Mario Vargas Llosa rozpoczyna każdy z listów, adresowanych do fikcyjnego adepta sztuki pisarskiej, z którym mistrz zechciał podzielić się swoją wiedzą i poglądami na literaturę.
Te dwa słowa doskonale oddają sposób, w jaki noblista traktuje czytelnika – tego fikcyjnego odbiorcę listów, który urzeczywistnia się w każdym z czytelników „Listów do młodego pisarza”. Świadom swojej pozycji znawcy tematu nie afiszuje się tym jednak i nie wywyższa. W pierwszym z listów autor „Marzenia Celta” wspomina, jak będąc nastolatkiem marzył o zostaniu pisarzem i miał ochotę napisać do któregoś z podziwianych przezeń autorów z prośbą o fachowe wskazówki. Nigdy tego nie uczynił, nie mając złudzeń, iż odpisałby mu Faulkner, Hemingway czy Camus. Vargas Llosa pisze listy tak, jak zapewne sam chciałby zostać potraktowany przez pisarzy ze swojego prywatnego panteonu, gdyby prowadzili z nimi korespondencję.
Każdy z jedenastu listów (jest i dwunasty, najkrótszy - pełni rolę podsumowania) poświęcony został innemu literackiemu zagadnieniu. Kolejno odlicz: powołanie pisarza, skąd biorą się tematy, forma powieści, styl, narrator, czas, poziom realności, zmiany, technika chińskiej szkatułki, ukryte fakty i naczynia połączone. Pisząc o każdym z tych tematów Vargas Llosa podaje przykłady ze światowej literatury, pozwalające lepiej pojąć dane zagadnienie. Najczęściej sięga, co chyba nie jest zaskoczeniem, do twórczości pisarzy z kręgu języka hiszpańskiego. Pomija za to całkowicie pisarzy rosyjskich, choć nie zabrakło ich w „Prawdzie kłamstw” –zbiorze esejów o 25 najsłynniejszych powieściach minionego wieku, wydanym w 1990 r. (polski przekład 9 lat później).
Niespodzianką było dla mnie to, iż jedynie raz Vargas Llosa wspomina coś własnego: pisząc o narracji bohatera zbiorowego wymienia opowiadanie „Szczeniaki”, sumitując się przy tym, że ośmiela się powołać własną twórczość „obok giganta, jakim jest Flaubert”. Jeszcze przed sięgnięciem po książkę, spodziewałem się znaleźć w niej wiele odwołań do własnych dokonań autora „Ciotki Julii i skryby”.
Vargas Llosa nie ukrywa, że woli powieści po prostu czytać, niż badać je przez lupę i analizować. W ostatnim liście pisze: „(…) starałem się scharakteryzować środki, z jakich korzystają dobrzy pisarze, by nadać powieściom zniewalający nas, czytelników, urok. Otóż technika, forma, dyskurs, tekst, czy jakkolwiek to nazwiesz – przemądrzalcy wymyślają niezliczone określenia tego czegoś, co każdy czytelnik chwyta bez najmniejszego problemu – stanowią nierozerwalną całość i wydzielenie z niej tematu, stylu, porządku, punktów widzenia itp. równa się sekcji dokonywanej na żywym organizmie.” Z drugiej strony, tylko tak rozkładając powieść na czynniki pierwsze można dostrzec pewne mechanizmy, zależności i zabiegi techniczne, których znajomość przyda się początkującemu pisarzowi. Zwykły czytelnik, nie mający dyplomu studiów filologicznych, z części tych sztuczek nie musi sobie wcale zdawać sprawy, by rozkoszować się lekturami. Jednak ta wiedza, tak lekko i interesująco podana w „Listach…” z pewnością pomoże być bardziej świadomym konsumentem literackich fikcji.
Warto pamiętać, że książka, której polski przekład otrzymaliśmy w styczniu 2012 roku, powstała w roku 1997 - nie licząc dwustronicowego wstępu, skreślonego przez Vargasa Llosę na początku zeszłego roku w Limie. Upływ tych piętnastu lat nie ma jednak żadnego znaczenia dla „Listów…”. Uwagi i spostrzeżenia pisarza w niczym nie straciły na aktualności. Co najwyżej czytając w liście na temat literackiego powołania fragment o treści „(…) rychło odkryjesz, że nagrody, publiczne uznanie, duża sprzedaż książek, prestiż społeczny pisarza to sprawy rządzące się szczególnymi, skrajnie arbitralnymi prawami: nieraz łaski te uparcie omijają autorów, którzy by na nie zasługiwali, spływają zaś obficie na najmniej godnych” przypomina się pewien pisarz, który przez wiele lat – aż do października 2010 roku – wymieniany był jako ten wielki, literackiego Nobla godny, ale tradycyjnie pomijany przy wyborze…
Żadna książka, podręcznik czy kurs nie sprawią, że ktoś nagle zacznie tworzyć Literaturę przez wielkie L. I chyba nikt się nie łudzi, że po przeczytaniu 121 stron listów Maria Vargasa Llosy pozna sekret, dający mu gwarancję podążenia śladami słynnego Peruwiańczyka. Cóż więc można uczynić? I tu pisarz ma dla nas znakomitą, konkretną radę. Jaką? Dowiecie się z ostatniego zdania „Listów…”.
Więcej o pisarzu na llosa.eu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz